sobota, 15 grudnia 2012

"Złote serce"


         Śnieg spadał z nieba, niczym pierze wysypywane ze starej poduszki. Wokół centrum handlowego ludzie zaczęli denerwować się na śliską nawierzchnię ulicy. Mimo że zostało zaledwie kilka dni do świąt, nikt nie chciał opadów śniegu. Ludzie w mieście byli za wygodni na to, by się z nim zmierzyć.Gorączka zakupów ogarnęła wszystkich. Młodzi, starzy, grubi, chudzi biegali po sklepach, jakby byli opętani. Wszystko tylko po to, by kupić jak najtaniej i jak najwięcej. Wszyscy niczym dzikie zwierzęta, stali w kolejkach do kas, denerwując się na uczącą się kasjerkę. Nikt nie odczuwał magii i niepowtarzalnego charakteru zbliżających się świąt.


***

Mimo że siarczysty mróz dawał się we znaki, Hania dzielnie maszerowała do Domu Spokojnej Starości. Odkąd tylko zaangażowała się tam jako wolontariuszka, polubiła kontakt ze starszymi ludźmi, zwłaszcza takimi, którym potrzeba towarzystwa.Do budynku prowadziły wysokie, dosyć strome schody, uwieńczone wielkimi dębowymi drzwiami. Miejsce to było bardzo klimatyczne. W niczym nie przypominało standardowego Domu Starości w którym schorowani ludzie mieszkali za karę, jak to bywa w bardzo wielu przypadkach. Wystrój Domu odbiegał od codzienności. Przypominał przedwojenny dworek, lecz nieco unowocześniony. Sprawiał wrażenie bardzo wygodnego, przestronnego. Wyglądał jak prawdziwy dom. Jego mieszkańcy tak się lubili, że razem z personelem tworzyli prawie rodzinę.- Dzień dobry, Haniu. Jak minął tydzień? – Tęga pielęgniarka w bladoróżowym kitlu zagadnęła do Hani, kiedy ta otrzepywała swój płaszcz ze śniegu.- Dzień dobry, dosyć szybko. Te pięć dni były bardzo męczące. Szkoła mnie wykończy, więc przychodzę tutaj, żeby odpocząć.Kiedy szła do świetlicy spotkała pana Władka, jednego z najstarszych, a za razem najzdrowszego mieszkańca Domu Spokojnej Sarości. Siedział na jedynym z zamszowych foteli ustawionych pod ścianą.- Co się stało? Niech pan już nie płacze. – Hania przykucnęła przy mężczyźnie, podając mu chusteczkę.- Haniu, dzwoniłem do córki i ta powiedziała, że ona takiego starego ojca nie będzie utrzymywać. Nie przyjedzie w tym roku, a wnuki mi obiecały, że przyjadą. -  Pan Władek zaszlochał głośno.Hania nie wiedziała, co myśleć o tej sytuacji, bo osobiście poznała jego córkę, która bardzo troszczyła się o ojca, mimo że nie mieszkał z nią.
– Chodźmy do świetlicy. Będziemy śpiewać kolędy, anioły z masy solnej będziemy robić. Pani Krysia miała zrobić masę, przyniosłam farby.            Świetlica była dużym pomieszczeniem, w którym stoły zostały zestawione w jeden długi rząd. Każdy, kto miał ochotę wziąć udział w zajęciach, zasiadał na jednym z krzeseł. Każdy był tu mile widziany. Zarówno mieszkańcy tego Domu, jak i pracownicy, lekarze, rodziny pacjentów.            Teraz każdy był zajęty modelowaniem swojej anielskiej postaci z masy solnej. Nikt nie mówił, że nie ma zdolności. Pomysły najmłodszej wolontariuszki zaintersowały wszystkich. Kiedy Hania coś wymyśliła, wszyscy się cieszyli, że nie będą spędzali popołudnia nudząc się.Szczególnym czasem dla wszystkich był okres adwentu. Wtedy życzliwość czaiła się na każdym kroku, żeby wszystkim zrobiło się milej. Przez cztery tygodnie, przygotowujące do Świąt Bożego Narodzenia, Hania przychodziła częściej do Domu Spokojnej Starości
i angażowała mieszkańców w różne akcje.- Proszę państwa, w tym roku robimy specjalne anioły. Chciałabym, żeby każdy wylosował imię z pudełka i stworzył taką postać, która będzie odzwierciedleniem charakteru drugiej, obdarowywanej osoby. – Hania podała pudełko wszystkim po kolei. Każdy losował karteczkę, rozglądał się po sali i przystępował do pracy.W pewnym momencie ktoś zaczął śpiewać kolędę „Lulajże Jezuniu”. Dołączyli się głosy innych. Śpiewanie, lepienie i malowanie trwało do późnego wieczora.

***

            Alina przedświąteczne dni najchętniej spędzała w centrum handlowym, gdzie niektórzy dobrzy ludzie dali jej kilka groszy, rzekomo na chleb. Najczęściej pieniądze lądowały na ladzie sklepu monopolowego.Od tragicznej śmierci swojego męża zaczęła się staczać. Był to powolny proces, jednak nieodwracalny. Mimo że miała córkę, która o nią walczyła, nie zauważała tego. Zajęta była swoim cierpieniem, nie zwracała uwagi na innych.Co kilka miesięcy otrząsała się z amoku, podejmowała jakąś dorywczą pracę, by żyło im się lepiej, jednak po tygodniu, dwóch jej alkoholizm wracał z jeszcze silniejszą mocą.Teraz śmiała się z ludzi, którzy wychodzili ze sklepów obładowani niczym wielbłądy.„I po co im to? Przekupią rodzinę, która nie będzie się nimi interesowała. Tak jak mną. Co mi ta Hanka może dać? To że mieszkanie posprząta, coś tam ugotuje? Ja dla niej nic nie znaczę. Dobrze, że rodzice Romka jakieś pieniądze przyślą, mamy za co żyć. I ja czasem coś zarobię. Nie jest źle. Gdyby jeszcze moja matka zostawiła nas w spokoju… Jak dobrze, że jedzie do Kaśki na święta…”Usiadła na jednej z ławeczek, by dalej przyglądać się ludziom.***            Upieczone i pomalowane anioły schły teraz na podłodze nieopodal grzejników. Wszystkie prezentowały się wspaniale. Nie było dwóch takich samych. Każdy był inny, jednak miały podobną cechę – wszystkie były uśmiechnięte.Pensjonariusze poszli na kolację, a Hania sprzątała po zajęciach.- Haniu, złotko, jak w tym roku spędzasz Wigilię? W domu, wyjeżdżasz do kogoś? Może przyszłabyś do nas? Dobrze wiesz, że podopieczni cię uwielbiają. – Dyrektor Domu Spokojnej Starości zaczęła pomagać dziewczynie przy porządkach.- Pani Marysiu, bardzo dziękuję za zaproszenie, jednak w tym roku mama obiecała, że spędzimy tę Wigilię razem. Także w tym roku spędzę ten dzień w domu. Mam nadzieję, że uda się. Jutro mam zamiar gotować, ale znając życie dzisiaj babcia wszystko przygotowała. Wprawdzie Wigilia za dwa dni, ale już jutro wyjeżdża do cioci Kasi, do Wałbrzycha. – Dziewczyna usiadła zmęczona na krześle. – O, jak dobrze, że już posprzątane. Jak już nie jestem potrzebna, to pójdę do domu. Do widzenia!- Haniu, pamiętaj, że jakbyś nie miała się gdzie podziać, to zapraszam do nas. Tutaj zawsze będziesz wśród swoich!


***

            Przedświąteczne przygotowania tak wciągnęły Hanię i jej mamę, że poczuły utraconą więź. Zaczęły ze sobą normalnie rozmawiać, żartować.- Mamo, spróbuj, jaki dobry farsz do pierogów. Ale z nas zdolny duet! – misa z nadzieniem wyglądała imponująco. Hania była zachwycona, że udało jej się odciągnąć mamę od alkoholu. – Zastanawiałaś się może, kogo jeszcze możemy zaprosić na jutro?- Haniu, ja nie wiem. Babcia wyjechała, wujek Marek jest za granicą. Nie mamy chyba już nikogo bliskiego. Grunt, że mamy siebie! – Alina złapała za dłoń swoją córkę. – Kocham cię.

***

            Wigilijny poranek przywitał wszystkich mieszkańców miasta puszystą pierzynką, przykrywającą całą miejscowość. Jednak wyjątkowo tego dnia ludzie nie złościli się na złe warunki atmosferyczne. Klimat tej jedynej niepowtarzalnej w roku nocy sprawiał, że nikt nie miał ochoty na kłótnie, spory.Hania leniwie przeciągnęła się w łóżku. Zapakowany prezent dla mamy leżał na biurku.„Teraz tylko położyć go pod naszą choineczką i święta mogą się zaczynać.”Wstała, ubrała szlafrok i poszła do kuchni. Mamy nie było. Przestraszyła się. Wbiegła do jej sypialni. Była pusta. Przeszły ją dreszcze.„A co jeżeli poszła znów pić? Przecież obiecała!”Hani zebrało się na płacz. Poczuła zawód.Nagle usłyszała zgrzyt klucza w zamku. Poczuła ulgę, ale jednocześnie złość. Jak mama mogła ją tak przestraszyć?- Kochanie, wstałaś już? – Mama weszła do salonu. – Jak ci się spało?- Wiesz, jak mnie przestraszyłaś? Myślałam, że ty… - Hania nie potrafiła wypowiedzieć do końca swojej myśli.- Czyli mi nie ufasz? Wiesz, co? Nie sądziłam, że jesteś taka sama jak moja matka. Jesteście identyczne! – Alina z powrotem ubrała się w swój płaszcz, szybkim krokiem wyszła z domu.Ten dzień Hania zamierzała spędzić na czekaniu na mamę.            Mijały godziny. Dziewczyna chodziła po domu od okna do kuchni, by zaparzyć sobie jeszcze jedną herbatę. Miała nadzieję, że mama wróci. Wróci trzeźwa.Pukanie do drzwi wyrwało ją ze snu. Za oknami było już ciemno. „Musiałam zasnąć, gdy czekałam” – pomyślała.Otworzyła drzwi. Zobaczyła dwóch policjantów.- Aspirant Jan Makowiecki, a to młodszy aspirant Michał Wolski. Hanna Barańska? Przyszliśmy w sprawie twojej matki.- Tak, to ja. A co się stało z mamą? – Hania nie ukrywała zdziwienia.- Twoja mama awanturowała się w centrum handlowym. Była pod wpływem alkoholu. Musieliśmy ją zamknąć na czterdzieści osiem godzin. Masz do kogo pojechać? Inaczej musimy odwieźć cię do pogotowia opiekuńczego. – Na twarzy policjanta widać było zainteresowanie losami dziewczyny.- Tak, mam do kogo pojechać. Zresztą mam już siedemnaście lat. Poradzę sobie. To wszystko?-W zasadzie tak. No to pojedź do kogoś. I… wesołych świąt.- Tak, z pewnością będą wesołe… Dziękuję.

***

            Płatki śniegu wirowały w powietrzu. Mróz szczypał w policzki. Ulice były puste. Ludzie właśnie zasiadali do wigilijnej kolacji. A Hania, mimo że miała rodzinę, przemierzała puste ulice.Kiedy doszła do celu, nieśmiało zapukała kołatką. Po chwili usłyszała szmer i wielkie dębowe drzwi otworzyły się. Za nimi zobaczyła panią Marysię.
- Haniu, kochanie, coś się stało? – Kobieta gestem zaprosiła dziewczynę do środka, a ta wtuliła się w nią i zaczęła płakać jak małe dziecko.
- Mama jest na izbie wytrzeźwień. Nie miałam gdzie przyjść. Mogę zostać? – Stała się teraz taka bezbronna. Potrzebowała wsparcia i zrozumienia.
- Ależ oczywiście! Mimo że to Dom Spokojnej Starości, możesz tu przychodzić, jak do siebie. Wiesz, że jesteś tu mile widziana.
Pani Marysia chwyciła Hanię za rękę i poszła z nią do jadalni, gdzie wszyscy pensjonariusze, pracownicy i rodzina pani dyrektor spożywali wigilijną kolację.
- Zobaczcie, kogo wam przyprowadziłam. Naszą dobrą duszyczkę. Naszego zbłąkanego wędrowca. Haniu – powiedziała, chwytając opłatek – mimo że te święta nie zaczęły się dla ciebie najlepiej, życzę ci, aby były szczęśliwe i pełne uśmiechu. Mimo że nie jesteśmy spokrewnieni wszyscy traktujemy cię jak rodzinę. Bo rodzina to wszyscy dobrzy ludzie, którzy się wspierają.
Hania przyjęła życzenia od wszystkich pensjonariuszy. Każde z nich były wyjątkowo ciepłe, pełne miłości, dobroci. Każda osoba dziękowała jej za to, że jest. Poczuła się kochana i potrzebna.
Ponownie wszyscy zasiedli do kolacji. Nikt nie pytał gościa, dlaczego przyszła, ale to było oczywiste. Tutaj czuła się jak w rodzinie.
            Kiedy wszyscy już odpakowali prezenty, anioły zostały wręczone właścicielom, pan Władek podszedł do Hani.
- Haniu, dzwoniła moja córka, powiedziała, że jutro po mnie przyjedzie, bo chce jeszcze ze mną pobyć. Ma raka. Dlatego nie chciała mnie widzieć. Jest po chemiach, mówiła, że źle wygląda. Ale już jest lepiej. Serdecznie ci dziękuję, bo sama twoja obecność dodała mi otuchy. Poczułem się potrzebny. – Mężczyzna szarmancko pocałował dziewczynę w dłoń. – A to prezent od nas wszystkich, dla ciebie. – Podał jej pakunek.
Hania zaciekawiona odpakowała go i zobaczyła dużego anioła. Miał długie kręcone włosy, zielone oczy, szary płaszcz, spod którego wystawało wielkie złote serce.
- Ty jesteś dla nas jak dobry duch, jesteś naszą nadzieją, dlatego ten anioł ma takie złote serce. Takie samo jak ty. Mimo że nie dzieje się u ciebie najlepiej, to pamiętaj, że my jesteśmy dla ciebie jak rodzina. A rodzina powinna się wspierać. Nawet taka jak my –niespokrewniona. – Wzruszona pani Halinka mocno przytuliła Hanię.
Po policzkach dziewczyny popłynęły łzy. Nie umiała pohamować swojego rozczulenia.
- Tak mocno wam dziękuję. Nie spodziewałam się, że kiedyś poczuję się tak dobrze jak tutaj, dziękuję. – Hania uściskała wszystkich po kolei. – To są chyba najbardziej rodzinne święta od śmierci taty.
            Cały wieczór był pełen radości. Po kolacji wszyscy śpiewali kolędy, a Hania nie opuszczała swojego anioła o złotym sercu. Dopiero wtedy zrozumiała, jak ważni są przyjaciele, którzy poniekąd mogą zastąpić rodzinę.
Te święta spędziła w najlepszej atmosferze, wśród ludzi, którzy utwierdzili ją w przekonaniu, że gdy dajesz coś dobrego innym, oni odwdzięczą się w dwójnasób.