Śnieg spadał z nieba, niczym pierze wysypywane ze starej poduszki. Wokół centrum handlowego ludzie zaczęli denerwować się na śliską nawierzchnię ulicy. Mimo że zostało zaledwie kilka dni do świąt, nikt nie chciał opadów śniegu. Ludzie w mieście byli za wygodni na to, by się z nim zmierzyć.Gorączka zakupów ogarnęła wszystkich. Młodzi, starzy, grubi, chudzi biegali po sklepach, jakby byli opętani. Wszystko tylko po to, by kupić jak najtaniej i jak najwięcej. Wszyscy niczym dzikie zwierzęta, stali w kolejkach do kas, denerwując się na uczącą się kasjerkę. Nikt nie odczuwał magii i niepowtarzalnego charakteru zbliżających się świąt.
***
Mimo że siarczysty mróz dawał się we znaki, Hania dzielnie
maszerowała do Domu Spokojnej Starości. Odkąd tylko zaangażowała się tam jako
wolontariuszka, polubiła kontakt ze starszymi ludźmi, zwłaszcza takimi, którym
potrzeba towarzystwa.Do budynku prowadziły wysokie, dosyć strome schody,
uwieńczone wielkimi dębowymi drzwiami. Miejsce to było bardzo klimatyczne. W
niczym nie przypominało standardowego Domu Starości w którym schorowani ludzie
mieszkali za karę, jak to bywa w bardzo wielu przypadkach. Wystrój Domu
odbiegał od codzienności. Przypominał przedwojenny dworek, lecz nieco
unowocześniony. Sprawiał wrażenie bardzo wygodnego, przestronnego. Wyglądał jak
prawdziwy dom. Jego mieszkańcy tak się lubili, że razem z personelem tworzyli
prawie rodzinę.- Dzień dobry, Haniu. Jak minął tydzień? – Tęga
pielęgniarka w bladoróżowym kitlu zagadnęła do Hani, kiedy ta otrzepywała swój
płaszcz ze śniegu.- Dzień dobry, dosyć szybko. Te pięć dni były bardzo
męczące. Szkoła mnie wykończy, więc przychodzę tutaj, żeby odpocząć.Kiedy szła do świetlicy spotkała pana Władka, jednego z
najstarszych, a za razem najzdrowszego mieszkańca Domu Spokojnej Sarości.
Siedział na jedynym z zamszowych foteli ustawionych pod ścianą.- Co się stało? Niech pan już nie płacze. – Hania
przykucnęła przy mężczyźnie, podając mu chusteczkę.- Haniu, dzwoniłem do córki i ta powiedziała, że ona
takiego starego ojca nie będzie utrzymywać. Nie przyjedzie w tym roku, a wnuki
mi obiecały, że przyjadą. - Pan Władek
zaszlochał głośno.Hania nie wiedziała, co myśleć o tej sytuacji, bo osobiście
poznała jego córkę, która bardzo troszczyła się o ojca, mimo że nie mieszkał z
nią.
– Chodźmy do świetlicy. Będziemy śpiewać kolędy, anioły z
masy solnej będziemy robić. Pani Krysia miała zrobić masę, przyniosłam farby. Świetlica
była dużym pomieszczeniem, w którym stoły zostały zestawione w jeden długi
rząd. Każdy, kto miał ochotę wziąć udział w zajęciach, zasiadał na jednym z
krzeseł. Każdy był tu mile widziany. Zarówno mieszkańcy tego Domu, jak i pracownicy,
lekarze, rodziny pacjentów. Teraz
każdy był zajęty modelowaniem swojej anielskiej postaci z masy solnej. Nikt nie
mówił, że nie ma zdolności. Pomysły najmłodszej wolontariuszki zaintersowały
wszystkich. Kiedy Hania coś wymyśliła, wszyscy się cieszyli, że nie będą spędzali
popołudnia nudząc się.Szczególnym czasem dla wszystkich był okres adwentu. Wtedy
życzliwość czaiła się na każdym kroku, żeby wszystkim zrobiło się milej. Przez
cztery tygodnie, przygotowujące do Świąt Bożego Narodzenia, Hania przychodziła
częściej do Domu Spokojnej Starości
i angażowała mieszkańców w różne akcje.- Proszę państwa, w tym roku robimy specjalne anioły.
Chciałabym, żeby każdy wylosował imię z pudełka i stworzył taką postać, która
będzie odzwierciedleniem charakteru drugiej, obdarowywanej osoby. – Hania
podała pudełko wszystkim po kolei. Każdy losował karteczkę, rozglądał się po
sali i przystępował do pracy.W pewnym momencie ktoś zaczął śpiewać kolędę „Lulajże
Jezuniu”. Dołączyli się głosy innych. Śpiewanie, lepienie i malowanie trwało do
późnego wieczora.
***
Alina
przedświąteczne dni najchętniej spędzała w centrum handlowym, gdzie niektórzy
dobrzy ludzie dali jej kilka groszy, rzekomo na chleb. Najczęściej pieniądze
lądowały na ladzie sklepu monopolowego.Od tragicznej śmierci swojego męża zaczęła się staczać. Był
to powolny proces, jednak nieodwracalny. Mimo że miała córkę, która o nią
walczyła, nie zauważała tego. Zajęta była swoim cierpieniem, nie zwracała uwagi
na innych.Co kilka miesięcy otrząsała się z amoku, podejmowała jakąś
dorywczą pracę, by żyło im się lepiej, jednak po tygodniu, dwóch jej alkoholizm
wracał z jeszcze silniejszą mocą.Teraz śmiała się z ludzi, którzy wychodzili ze sklepów
obładowani niczym wielbłądy.„I po co
im to? Przekupią rodzinę, która nie będzie się nimi interesowała. Tak jak mną.
Co mi ta Hanka może dać? To że mieszkanie posprząta, coś tam ugotuje? Ja dla
niej nic nie znaczę. Dobrze, że rodzice Romka jakieś pieniądze przyślą, mamy za
co żyć. I ja czasem coś zarobię. Nie jest źle. Gdyby jeszcze moja matka
zostawiła nas w spokoju… Jak dobrze, że jedzie do Kaśki na święta…”Usiadła na jednej z ławeczek, by dalej przyglądać się
ludziom.*** Upieczone
i pomalowane anioły schły teraz na podłodze nieopodal grzejników. Wszystkie
prezentowały się wspaniale. Nie było dwóch takich samych. Każdy był inny,
jednak miały podobną cechę – wszystkie były uśmiechnięte.Pensjonariusze poszli na kolację, a Hania sprzątała po
zajęciach.- Haniu, złotko, jak w tym roku spędzasz Wigilię? W domu,
wyjeżdżasz do kogoś? Może przyszłabyś do nas? Dobrze wiesz, że podopieczni cię
uwielbiają. – Dyrektor Domu Spokojnej Starości zaczęła pomagać dziewczynie przy
porządkach.- Pani Marysiu, bardzo dziękuję za zaproszenie, jednak w
tym roku mama obiecała, że spędzimy tę Wigilię razem. Także w tym roku spędzę
ten dzień w domu. Mam nadzieję, że uda się. Jutro mam zamiar gotować, ale
znając życie dzisiaj babcia wszystko przygotowała. Wprawdzie Wigilia za dwa
dni, ale już jutro wyjeżdża do cioci Kasi, do Wałbrzycha. – Dziewczyna usiadła
zmęczona na krześle. – O, jak dobrze, że już posprzątane. Jak już nie jestem
potrzebna, to pójdę do domu. Do widzenia!- Haniu, pamiętaj, że jakbyś nie miała się gdzie podziać,
to zapraszam do nas. Tutaj zawsze będziesz wśród swoich!
***
***
Przedświąteczne
przygotowania tak wciągnęły Hanię i jej mamę, że poczuły utraconą więź. Zaczęły
ze sobą normalnie rozmawiać, żartować.- Mamo, spróbuj, jaki dobry farsz do pierogów. Ale z nas
zdolny duet! – misa z nadzieniem wyglądała imponująco. Hania była zachwycona,
że udało jej się odciągnąć mamę od alkoholu. – Zastanawiałaś się może, kogo
jeszcze możemy zaprosić na jutro?- Haniu, ja nie wiem. Babcia wyjechała, wujek Marek jest za
granicą. Nie mamy chyba już nikogo bliskiego. Grunt, że mamy siebie! – Alina
złapała za dłoń swoją córkę. – Kocham cię.
***
Wigilijny
poranek przywitał wszystkich mieszkańców miasta puszystą pierzynką,
przykrywającą całą miejscowość. Jednak wyjątkowo tego dnia ludzie nie złościli
się na złe warunki atmosferyczne. Klimat tej jedynej niepowtarzalnej w roku
nocy sprawiał, że nikt nie miał ochoty na kłótnie, spory.Hania leniwie przeciągnęła się w łóżku. Zapakowany prezent
dla mamy leżał na biurku.„Teraz
tylko położyć go pod naszą choineczką i święta mogą się zaczynać.”Wstała, ubrała szlafrok i poszła do kuchni. Mamy nie było. Przestraszyła
się. Wbiegła do jej sypialni. Była pusta. Przeszły ją dreszcze.„A co
jeżeli poszła znów pić? Przecież obiecała!”Hani zebrało się na płacz. Poczuła zawód.Nagle usłyszała zgrzyt klucza w zamku. Poczuła ulgę, ale
jednocześnie złość. Jak mama mogła ją tak przestraszyć?- Kochanie, wstałaś już? – Mama weszła do salonu. – Jak ci
się spało?- Wiesz, jak mnie przestraszyłaś? Myślałam, że ty… - Hania
nie potrafiła wypowiedzieć do końca swojej myśli.- Czyli mi nie ufasz? Wiesz, co? Nie sądziłam, że jesteś
taka sama jak moja matka. Jesteście identyczne! – Alina z powrotem ubrała się w
swój płaszcz, szybkim krokiem wyszła z domu.Ten dzień Hania zamierzała spędzić na czekaniu na mamę. Mijały
godziny. Dziewczyna chodziła po domu od okna do kuchni, by zaparzyć sobie
jeszcze jedną herbatę. Miała nadzieję, że mama wróci. Wróci trzeźwa.Pukanie do drzwi wyrwało ją ze snu. Za oknami było już
ciemno. „Musiałam zasnąć, gdy czekałam” – pomyślała.Otworzyła drzwi. Zobaczyła dwóch policjantów.- Aspirant Jan Makowiecki, a to młodszy aspirant Michał
Wolski. Hanna Barańska? Przyszliśmy w sprawie twojej matki.- Tak, to ja. A co się stało z mamą? – Hania nie ukrywała
zdziwienia.- Twoja mama awanturowała się w centrum handlowym. Była pod
wpływem alkoholu. Musieliśmy ją zamknąć na czterdzieści osiem godzin. Masz do
kogo pojechać? Inaczej musimy odwieźć cię do pogotowia opiekuńczego. – Na
twarzy policjanta widać było zainteresowanie losami dziewczyny.- Tak, mam do kogo pojechać. Zresztą mam już siedemnaście
lat. Poradzę sobie. To wszystko?-W zasadzie tak. No to pojedź do kogoś. I… wesołych świąt.- Tak, z pewnością będą wesołe… Dziękuję.
***
Płatki
śniegu wirowały w powietrzu. Mróz szczypał w policzki. Ulice były puste. Ludzie
właśnie zasiadali do wigilijnej kolacji. A Hania, mimo że miała rodzinę,
przemierzała puste ulice.Kiedy doszła do celu, nieśmiało zapukała kołatką. Po chwili
usłyszała szmer i wielkie dębowe drzwi otworzyły się. Za nimi zobaczyła panią
Marysię.
- Haniu, kochanie, coś się stało? – Kobieta gestem
zaprosiła dziewczynę do środka, a ta wtuliła się w nią i zaczęła płakać jak
małe dziecko.
- Mama jest na izbie wytrzeźwień. Nie miałam gdzie przyjść.
Mogę zostać? – Stała się teraz taka bezbronna. Potrzebowała wsparcia i
zrozumienia.
- Ależ oczywiście! Mimo że to Dom Spokojnej Starości,
możesz tu przychodzić, jak do siebie. Wiesz, że jesteś tu mile widziana.
Pani Marysia chwyciła Hanię za rękę i poszła z nią do
jadalni, gdzie wszyscy pensjonariusze, pracownicy i rodzina pani dyrektor
spożywali wigilijną kolację.
- Zobaczcie, kogo wam przyprowadziłam. Naszą dobrą
duszyczkę. Naszego zbłąkanego wędrowca. Haniu – powiedziała, chwytając opłatek
– mimo że te święta nie zaczęły się dla ciebie najlepiej, życzę ci, aby były
szczęśliwe i pełne uśmiechu. Mimo że nie jesteśmy spokrewnieni wszyscy
traktujemy cię jak rodzinę. Bo rodzina to wszyscy dobrzy ludzie, którzy się
wspierają.
Hania przyjęła życzenia od wszystkich pensjonariuszy. Każde
z nich były wyjątkowo ciepłe, pełne miłości, dobroci. Każda osoba dziękowała
jej za to, że jest. Poczuła się kochana i potrzebna.
Ponownie wszyscy zasiedli do kolacji. Nikt nie pytał
gościa, dlaczego przyszła, ale to było oczywiste. Tutaj czuła się jak w
rodzinie.
Kiedy
wszyscy już odpakowali prezenty, anioły zostały wręczone właścicielom, pan
Władek podszedł do Hani.
- Haniu, dzwoniła moja córka, powiedziała, że jutro po mnie
przyjedzie, bo chce jeszcze ze mną pobyć. Ma raka. Dlatego nie chciała mnie
widzieć. Jest po chemiach, mówiła, że źle wygląda. Ale już jest lepiej. Serdecznie
ci dziękuję, bo sama twoja obecność dodała mi otuchy. Poczułem się potrzebny. –
Mężczyzna szarmancko pocałował dziewczynę w dłoń. – A to prezent od nas
wszystkich, dla ciebie. – Podał jej pakunek.
Hania zaciekawiona odpakowała go i zobaczyła dużego anioła.
Miał długie kręcone włosy, zielone oczy, szary płaszcz, spod którego wystawało
wielkie złote serce.
- Ty jesteś dla nas jak dobry duch, jesteś naszą nadzieją,
dlatego ten anioł ma takie złote serce. Takie samo jak ty. Mimo że nie dzieje
się u ciebie najlepiej, to pamiętaj, że my jesteśmy dla ciebie jak rodzina. A
rodzina powinna się wspierać. Nawet taka jak my –niespokrewniona. – Wzruszona
pani Halinka mocno przytuliła Hanię.
Po policzkach dziewczyny popłynęły łzy. Nie umiała
pohamować swojego rozczulenia.
- Tak mocno wam dziękuję. Nie spodziewałam się, że kiedyś
poczuję się tak dobrze jak tutaj, dziękuję. – Hania uściskała wszystkich po
kolei. – To są chyba najbardziej rodzinne święta od śmierci taty.
Cały
wieczór był pełen radości. Po kolacji wszyscy śpiewali kolędy, a Hania nie
opuszczała swojego anioła o złotym sercu. Dopiero wtedy zrozumiała, jak ważni
są przyjaciele, którzy poniekąd mogą zastąpić rodzinę.
Te święta spędziła w najlepszej atmosferze, wśród ludzi,
którzy utwierdzili ją w przekonaniu, że gdy dajesz coś dobrego innym, oni
odwdzięczą się w dwójnasób.
***
***
Fajne ; ) no i takie tworcze <3 to ja sobie zamawiam takie jedno na jakies wypracowanie w sql ;)
OdpowiedzUsuńmi tez mozesz pisac wypracowania :3
OdpowiedzUsuń