Wszyscy starają się, by ich życie było szczęśliwe. Jednym
wychodzi to bardziej, innym mniej. Każdy na swój sposób klepie życiową biedę. Są
ludzie, którzy dążą do czegoś, pragną zmieniać siebie, otoczenie, w którym
żyją, ale są i tacy, którym do szczęścia wystarczy niewiele – wschód słońca,
gwieździste niebo, smak babcinych pierogów. Niestety, ludzi z takim
nastawieniem jest coraz mniej.
***
- Kochanie, co powiedział ci lekarz? Kazał zrobić jakieś badania,
czy to po prostu powikłania po przeziębieniu? – Łukasz zagaił rozmowę, łapiąc
za rękę swoją żonę. – Lusiu, masz zimne rączki. Chodź do domu, zrobimy ciepłej
herbatki.
Będąc w gabinecie
lekarskim, Łucja dowiedziała się dwóch rzeczy. Prawdopodobne było, że jest
chora na białaczkę, choć tego lekarz nie mógł potwierdzić bez specjalistycznych
badań. Wizja raka bardzo ją przeraziła. Straciła humor, poczuła się jeszcze
gorzej i przez całą drogę do domu nie odezwała się do swojego męża, choć
wiedziała, że cokolwiek by się działo, on zawsze będzie ją wspierał.
Łukasz i Łucja znali się od kołyski. On, starszy od niej
o trzy lata, zawsze był dla niej przyjacielem. Nawet w tym wieku, kiedy chłopcy
toczą zaciekłą walkę z dziewczynami. Zawsze jej pomagał, czy to w lekcjach, czy
w naprawie roweru. Mimo że miała koleżanki, to Łukaszowi zwierzała się z
największych sekretów. Ufali sobie, nie mogli bez siebie żyć. Byli jak
rodzeństwo,
bo jedno za drugim wskoczyłoby w ogień. I tak zostało do dziś. Małżeństwo
zawarte półtora roku temu było przypieczętowaniem ich relacji.
Usiedli przy kominku,
trzymając w dłoniach kubki z parującą herbatą, która parzyła język. To był ich
rytuał. Najlepiej rozmawiało się im właśnie wieczorami, kiedy siedząc blisko
siebie, odkrywali przed sobą tajemnice, rozmawiali o bieżących problemach. Tak
było i tego wieczora, kiedy Łucja wróciła od lekarza.
- Kochanie, powiesz mi
w końcu, co ci jest? Mam nadzieję, że to nic poważnego. – Łukasz skrył dłoń Lusi
w swoich dłoniach.
- Nie chciałam ci nic
mówić, ale lekarz podejrzewa u mnie ostrą białaczkę szpikową. Muszę wykonać
jeszcze badania, na które jestem zapisana w piątek. Strasznie się boję. Jak
mogłam być tak głupia, że nie zauważyłam takich objawów? Przecież od ponad
czterech miesięcy bolą mnie stawy
i kości, robią mi się sińce, krwawią mi dziąsła, jestem osłabiona, tracę
koncentrację. Przecież to nie są normalne objawy osłabienia! Łukasz, a jeżeli
ja… - Łzy samoistnie spłynęły jej po policzkach. Szybkim ruchem dłoni otarła
je, ale zaraz popłynęły następne. – Przytul mnie, proszę.
W jego ramionach czuła
się bezpieczna, a i on odczuwał spokój, że ma przy sobie najważniejszą osobę.
- Lusiu, przetrwamy
wszystko. Cokolwiek by się działo, ja zawsze będę przy tobie, pamiętaj.
***
Następne kilka dni były dla Łucji sprawdzianem z
odporności psychicznej. Czekając
na wyniki, wyobrażała sobie różne scenariusze swojego życia. Raz myślała o
cudzie, który sprawi,
że wyniki będą negatywne, ale częściej widziała siebie, jak przyjmuje wiadomość
o chorobie.
Łukasz widział, że jego
żona cierpi. Nie mógł znieść tego widoku, który sprawiał, że i jemu udzielało
się zdenerwowanie. Nie mógł się poddać, choć te chwile były dla niego ciężkie.
Wiedział, że musi podtrzymywać Łucję na duchu. Okazywał jej swą miłość na wiele
różnych sposobów. Jednego dnia przygotował śniadanie do łóżka. Mimo że Łucja
nie miała apetytu, przyjęła
je z uśmiechem. Zabrał ją na romantyczny wieczorny spacer, kupił bukiet
prymulek. Upiekł jej ciasto. Wprawdzie wyszło z zakalcem, ale liczył się gest,
za który Łucja dziękowała najpiękniej,
jak się da.
Czas nie mógł stanąć w
miejscu i dzień odebrania wyników nadszedł wielkimi krokami. Zdenerwowanie
udzieliło się obojgu. Wchodząc do gabinetu lekarskiego, Łucja powiedziała
do Łukasza: - Módl się o cud. – Po czym zniknęła za drzwiami. Chwile
oczekiwania dłużyły mu się niemiłosiernie. Cisza, jaka go otaczała w poczekalni,
była nie do zniesienia. Oczekiwał jakiegoś szmeru, tykania zegarka, ale ten
milczał jak zaklęty. Nagle drzwi gabinetu otworzyły się. Zapłakana Łucja
rzuciła się w ramiona Łukasza.
***
- …i wtedy on powiedział, że ma złą i gorszą wiadomość.
Strasznie się bałam. I powiedział, że tak jak przypuszczał, mam ostrą białaczkę
szpikową, która już jest zaawansowana. I będzie postępować. Jest szansa na zahamowanie
rozwoju choroby, ale nie na wyleczenie! Ja umrę, Łukasz, umrę! – Łucja głośno
zaszlochała, jeszcze bardziej wtulając się w męża, który objął ją mocno.
- Kochanie, trzeba
wierzyć, mieć nadzieję. Kocham cię najmocniej na świecie, miłością też można
przezwyciężyć wielkie przeszkody! –Łukasz starał się pocieszyć żonę, choć
wiedział, że słabo mu to wychodzi. – Chodźmy do domu.
***
Kiedy Łucja wreszcie zasnęła, Łukasz zaparzył sobie
mocnej kawy i usiadł przed kominkiem. Zapatrzony w ogień rozmyślał o tym, co
czeka ich związek. Wiedział, że za dwa tygodnie jego żona przyjmie pierwszą
porcję chemii, po której osłabnie, jej samopoczucie się pogorszy i zaczną
wypadać włosy, jednak nie to było największym problemem. Bał się, że nie będzie
potrafił pomóc swojej ukochanej przejść przez chorobę. Odczuwał lęk przed tym,
że któregoś dnia może zabraknąć mu nadziei. A przecież tak ją kochał! Cierpiał
razem z nią, lecz podświadomie
przeczuwał, że uda im się przezwyciężyć każdy, nawet najtrudniejszy problem.
Wszedł do sypialni i spojrzał na śpiącą żonę. Spała snem
sprawiedliwego. Kiedy spojrzał na jej twarz, zauważył, że usta układają się w
delikatny uśmiech. Wtedy przypomniał sobie ich ukochaną piosenkę, którą
mimowolnie zaczął nucić: „Jeszcze śpisz, za rzęsami schowana, błękit nieba,
uwięziony w twoich oczach…”
Łucja niespokojnie
poruszyła się na łóżku, otworzyła oczy i uśmiechnęła się do męża stojącego
w progu.
- Pamiętasz, co
przyrzekaliśmy sobie przy tej piosence? Obiecasz mi, że przetrwamy to wszystko?
Będziesz o mnie walczył?
- Obiecuję, że się nie
poddamy. Pamiętaj, że miłością można wszystko przezwyciężyć!
***
W życiu każdego człowieka zdarzają się chwile zwątpienia.
Nawet wtedy, gdy wierzymy
w coś bardzo mocno. Tak też było w przypadku Łukasza, który cały czas był przy
swojej żonie, kiedy ta trafiła do szpitala. Lekarze nie dawali wielkich szans
na jej wyleczenie, jednak w obojgu tliła się iskierka nadziei, że po jakimś
czasie Łucja wróci do normalnego życia.
Jednak pewnego dnia
przyszła straszna wieść od lekarza prowadzącego Łucję. Po ostatnich badaniach
okazało się, że choroba postępuje bardzo gwałtownie i szanse na przeżycie
bardzo się zmniejszyły. Łucji pozostały trzy miesiące życia. Wtedy właśnie
nadzieja ulotniła się, niczym dym znad zgaszonej świeczki.
I wtedy przyszedł
najgorszy kryzys, który wpędził Łucję w depresję. Jednego dnia żegnała się
z życiem, drugiego dnia podejmowała psychiczną walkę z chorobą. Obie próby
zawsze kończyły się fiaskiem i pocieszaniem w ramionach męża, który również
bardzo przeżywał tę sytuację.
Łucja nie była w
najlepszym stanie psychicznym ani fizycznym, mimo to bardzo chciała wrócić
do domu, bo nie mogła znieść już atmosfery szpitala i tych litościwych spojrzeń
personelu medycznego. Łukasz spełnił marzenie żony. Zabrał ją do domu. Przed
jej przyjazdem posprzątał dokładnie, bo odkąd była w szpitalu, strasznie
bałaganił. Upiekł jej ciasto, które jak zwykle wyszło
z zakalcem. Kupił bukiet herbacianych róż, którymi ozdobił stolik obok kominka.
Jakież było zdziwienie
Łukasza, kiedy wprowadzając swoją żonę do domu, usłyszał od niej,
że strasznie w nim pusto.
- Tutaj nie mieszka już
radość. Tylko smutek i rozczarowanie. – powiedziała Łucja. – Łukasz,
jak spędzimy te trzy miesiące? – Mimowolnie zakręciła się jej łezka w oku.
Łukasz nie wiedział, co
odpowiedzieć. Pytanie ukochanej zbiło go z tropu.
- A na co masz ochotę?
Może pojedziemy do kogoś? Lub gdzieś? Obejrzymy jakieś filmy
lub poczytamy książkę? – Jego pomysły nie uzyskały aprobaty Łucji.
- Nigdzie nie będziemy
jechać, bo jak mnie ludzie zobaczą w tej niby fryzurze, to zaczną uciekać. – Poprawiła
dłonią chustę na głowie. – Sama nie wiem. Gdybym była zdrowa… Boże, ile bym
dała
za to, żeby dostać jeszcze jedno życie. – Ciężko usiadła na kanapie. – Przecież
ja jestem wrakiem człowieka.
***
Trzy tygodnie spędzone
z Łucją w domu dały Łukaszowi wiele do myślenia. Robili na pozór prozaiczne
rzeczy, bo jak nazwać chociażby wspólne przeglądanie starych zdjęć,
porządkowanie drobiazgów, czy czytanie książek. Mimo to poczuł, że jego żona,
choć nie wprost, żegna się z nim. Chce zostawić po sobie jak najlepsze
wspomnienia. Wizja utraty ukochanej była dla niego katorgą. Łucja nie
wspominała o tym, że wkrótce odejdzie na zawsze. Pogodziła się z tym.
To były najszczęśliwsze
trzy tygodnie, jakie spędzili razem. Próbowali mnóstwa nowych potraw, zrobili
sobie kilkadziesiąt zdjęć, które ozdabiały ścianę obok kominka. Celebrowali
każdą wspólnie spędzoną chwilę.
Wszystko co dobre
kiedyś ma swój kres. Pewnego dnia Łucja nie była w stanie wstać z łóżka bez
pomocy, co do tej pory się nie zdarzało. Łukasz natychmiast wezwał pogotowie.
Chwile w oczekiwaniu na
karetkę dłużyły się niemiłosiernie. Klęcząc obok łóżka, modlił się
do Najświętszej Panienki o dar jeszcze kilku wspólnych dni.
Zaraz po przyjeździe do szpitala zabrano Łucję na
badania. Cały ten czasu Łukasz spędził na modlitwie. Zaskoczył sam siebie, bo
nigdy nie był zbyt religijny, ale teraz odruchowo zawierzył życie swojej
ukochanej Panu Bogu. Wreszcie badania się zakończyły.
Łucję położono w
najbrzydszej sali w całym szpitalu, ale nie to się teraz liczyło.
Przebłyski świadomości, jakie docierały do niej pomiędzy
kolejnymi utratami świadomości, dawały jej do zrozumienia, że coś tu nie gra. Nie
wiedziała, czy tak wygląda śmierć, czy na nowo wraca do życia. Wolała chyba tę
pierwszą opcję…
Lekarz czym prędzej przybiegł do zestresowanego Łukasza,
który czuwał przy łóżku żony.
- Panie Łukaszu, ta
utrata świadomości może być spowodowana szybką reakcją organizmu, który zaczął
zwalczać chorobę. Od ostatniej wizyty wyniki trochę się poprawiły. Jest spora
szansa
na przedłużenie jej życia. – Lekarz był podekscytowany wynikami.
Łukasz nie mógł
uwierzyć w to, co słyszy. Jest jeszcze szansa! Wierzył, że to dzięki ich
wspólnym chwilom, które podniosły ich oboje na duchu.
Łucja delikatnie
poruszyła się. Nie mogła się obudzić, choć bardzo chciała, bo usłyszała dobrą
nowinę. Kąciki jej ust uniosły się w niezauważalnym uśmiechu.
Będzie dobrze. Oboje
święcie w to wierzyli.
***
Jakie szczęście może sprawiać miłość, która jest sensem
życia? Wie o tym jedynie ten, kto jej doświadczył. Na miłość nigdy nie ma złej
pory, bo niejednokrotnie to ona podtrzymuje nas przy życiu
bo jedno za drugim wskoczyłoby w ogień. I tak zostało do dziś. Małżeństwo zawarte półtora roku temu było przypieczętowaniem ich relacji.
i kości, robią mi się sińce, krwawią mi dziąsła, jestem osłabiona, tracę koncentrację. Przecież to nie są normalne objawy osłabienia! Łukasz, a jeżeli ja… - Łzy samoistnie spłynęły jej po policzkach. Szybkim ruchem dłoni otarła je, ale zaraz popłynęły następne. – Przytul mnie, proszę.
na wyniki, wyobrażała sobie różne scenariusze swojego życia. Raz myślała o cudzie, który sprawi,
że wyniki będą negatywne, ale częściej widziała siebie, jak przyjmuje wiadomość o chorobie.
je z uśmiechem. Zabrał ją na romantyczny wieczorny spacer, kupił bukiet prymulek. Upiekł jej ciasto. Wprawdzie wyszło z zakalcem, ale liczył się gest, za który Łucja dziękowała najpiękniej,
jak się da.
do Łukasza: - Módl się o cud. – Po czym zniknęła za drzwiami. Chwile oczekiwania dłużyły mu się niemiłosiernie. Cisza, jaka go otaczała w poczekalni, była nie do zniesienia. Oczekiwał jakiegoś szmeru, tykania zegarka, ale ten milczał jak zaklęty. Nagle drzwi gabinetu otworzyły się. Zapłakana Łucja rzuciła się w ramiona Łukasza.
w progu.
w coś bardzo mocno. Tak też było w przypadku Łukasza, który cały czas był przy swojej żonie, kiedy ta trafiła do szpitala. Lekarze nie dawali wielkich szans na jej wyleczenie, jednak w obojgu tliła się iskierka nadziei, że po jakimś czasie Łucja wróci do normalnego życia.
z życiem, drugiego dnia podejmowała psychiczną walkę z chorobą. Obie próby zawsze kończyły się fiaskiem i pocieszaniem w ramionach męża, który również bardzo przeżywał tę sytuację.
do domu, bo nie mogła znieść już atmosfery szpitala i tych litościwych spojrzeń personelu medycznego. Łukasz spełnił marzenie żony. Zabrał ją do domu. Przed jej przyjazdem posprzątał dokładnie, bo odkąd była w szpitalu, strasznie bałaganił. Upiekł jej ciasto, które jak zwykle wyszło
z zakalcem. Kupił bukiet herbacianych róż, którymi ozdobił stolik obok kominka.
że strasznie w nim pusto.
jak spędzimy te trzy miesiące? – Mimowolnie zakręciła się jej łezka w oku.
lub poczytamy książkę? – Jego pomysły nie uzyskały aprobaty Łucji.
za to, żeby dostać jeszcze jedno życie. – Ciężko usiadła na kanapie. – Przecież ja jestem wrakiem człowieka.
do Najświętszej Panienki o dar jeszcze kilku wspólnych dni.
na przedłużenie jej życia. – Lekarz był podekscytowany wynikami.