niedziela, 10 listopada 2013

Po prostu bądź


            Wszyscy starają się, by ich życie było szczęśliwe. Jednym wychodzi to bardziej, innym mniej. Każdy na swój sposób klepie życiową biedę. Są ludzie, którzy dążą do czegoś, pragną zmieniać siebie, otoczenie, w którym żyją, ale są i tacy, którym do szczęścia wystarczy niewiele – wschód słońca, gwieździste niebo, smak babcinych pierogów. Niestety, ludzi z takim nastawieniem jest coraz mniej.
***
            - Kochanie, co powiedział ci lekarz? Kazał zrobić jakieś badania, czy to po prostu powikłania po przeziębieniu? – Łukasz zagaił rozmowę, łapiąc za rękę swoją żonę. – Lusiu, masz zimne rączki. Chodź do domu, zrobimy ciepłej herbatki.
Będąc w gabinecie lekarskim, Łucja dowiedziała się dwóch rzeczy. Prawdopodobne było, że jest chora na białaczkę, choć tego lekarz nie mógł potwierdzić bez specjalistycznych badań. Wizja raka bardzo ją przeraziła. Straciła humor, poczuła się jeszcze gorzej i przez całą drogę do domu nie odezwała się do swojego męża, choć wiedziała, że cokolwiek by się działo, on zawsze będzie ją wspierał.
            Łukasz i Łucja znali się od kołyski. On, starszy od niej o trzy lata, zawsze był dla niej przyjacielem. Nawet w tym wieku, kiedy chłopcy toczą zaciekłą walkę z dziewczynami. Zawsze jej pomagał, czy to w lekcjach, czy w naprawie roweru. Mimo że miała koleżanki, to Łukaszowi zwierzała się z największych sekretów. Ufali sobie, nie mogli bez siebie żyć. Byli jak rodzeństwo,
bo jedno za drugim wskoczyłoby w ogień. I tak zostało do dziś. Małżeństwo zawarte półtora roku temu było przypieczętowaniem ich relacji.
Usiedli przy kominku, trzymając w dłoniach kubki z parującą herbatą, która parzyła język. To był ich rytuał. Najlepiej rozmawiało się im właśnie wieczorami, kiedy siedząc blisko siebie, odkrywali przed sobą tajemnice, rozmawiali o bieżących problemach. Tak było i tego wieczora, kiedy Łucja wróciła od lekarza.
- Kochanie, powiesz mi w końcu, co ci jest? Mam nadzieję, że to nic poważnego. – Łukasz skrył dłoń Lusi w swoich dłoniach.
- Nie chciałam ci nic mówić, ale lekarz podejrzewa u mnie ostrą białaczkę szpikową. Muszę wykonać jeszcze badania, na które jestem zapisana w piątek. Strasznie się boję. Jak mogłam być tak głupia, że nie zauważyłam takich objawów? Przecież od ponad czterech miesięcy bolą mnie stawy
i kości, robią mi się sińce, krwawią mi dziąsła, jestem osłabiona, tracę koncentrację. Przecież to nie są normalne objawy osłabienia! Łukasz, a jeżeli ja… - Łzy samoistnie spłynęły jej po policzkach. Szybkim ruchem dłoni otarła je, ale zaraz popłynęły następne. – Przytul mnie, proszę.
W jego ramionach czuła się bezpieczna, a i on odczuwał spokój, że ma przy sobie najważniejszą osobę.
- Lusiu, przetrwamy wszystko. Cokolwiek by się działo, ja zawsze będę przy tobie, pamiętaj.
***
            Następne kilka dni były dla Łucji sprawdzianem z odporności psychicznej. Czekając
na wyniki, wyobrażała sobie różne scenariusze swojego życia. Raz myślała o cudzie, który sprawi,
że wyniki będą negatywne, ale częściej widziała siebie, jak przyjmuje wiadomość o chorobie.
Łukasz widział, że jego żona cierpi. Nie mógł znieść tego widoku, który sprawiał, że i jemu udzielało się zdenerwowanie. Nie mógł się poddać, choć te chwile były dla niego ciężkie. Wiedział, że musi podtrzymywać Łucję na duchu. Okazywał jej swą miłość na wiele różnych sposobów. Jednego dnia przygotował śniadanie do łóżka. Mimo że Łucja nie miała apetytu, przyjęła
je z uśmiechem. Zabrał ją na romantyczny wieczorny spacer, kupił bukiet prymulek. Upiekł jej ciasto. Wprawdzie wyszło z zakalcem, ale liczył się gest, za który Łucja dziękowała najpiękniej,
jak się da.
Czas nie mógł stanąć w miejscu i dzień odebrania wyników nadszedł wielkimi krokami. Zdenerwowanie udzieliło się obojgu. Wchodząc do gabinetu lekarskiego, Łucja powiedziała
do Łukasza: - Módl się o cud. – Po czym zniknęła za drzwiami. Chwile oczekiwania dłużyły mu się niemiłosiernie. Cisza, jaka go otaczała w poczekalni, była nie do zniesienia. Oczekiwał jakiegoś szmeru, tykania zegarka, ale ten milczał jak zaklęty. Nagle drzwi gabinetu otworzyły się. Zapłakana Łucja rzuciła się w ramiona Łukasza.
***
            - …i wtedy on powiedział, że ma złą i gorszą wiadomość. Strasznie się bałam. I powiedział, że tak jak przypuszczał, mam ostrą białaczkę szpikową, która już jest zaawansowana. I będzie postępować. Jest szansa na zahamowanie rozwoju choroby, ale nie na wyleczenie! Ja umrę, Łukasz, umrę! – Łucja głośno zaszlochała, jeszcze bardziej wtulając się w męża, który objął ją mocno.
- Kochanie, trzeba wierzyć, mieć nadzieję. Kocham cię najmocniej na świecie, miłością też można przezwyciężyć wielkie przeszkody! –Łukasz starał się pocieszyć żonę, choć wiedział, że słabo mu to wychodzi. – Chodźmy do domu.
***
            Kiedy Łucja wreszcie zasnęła, Łukasz zaparzył sobie mocnej kawy i usiadł przed kominkiem. Zapatrzony w ogień rozmyślał o tym, co czeka ich związek. Wiedział, że za dwa tygodnie jego żona przyjmie pierwszą porcję chemii, po której osłabnie, jej samopoczucie się pogorszy i zaczną wypadać włosy, jednak nie to było największym problemem. Bał się, że nie będzie potrafił pomóc swojej ukochanej przejść przez chorobę. Odczuwał lęk przed tym, że któregoś dnia może zabraknąć mu nadziei. A przecież tak ją kochał! Cierpiał razem z nią, lecz  podświadomie przeczuwał, że uda im się przezwyciężyć każdy, nawet najtrudniejszy problem.
            Wszedł do sypialni i spojrzał na śpiącą żonę. Spała snem sprawiedliwego. Kiedy spojrzał na jej twarz, zauważył, że usta układają się w delikatny uśmiech. Wtedy przypomniał sobie ich ukochaną piosenkę, którą mimowolnie zaczął nucić: „Jeszcze śpisz, za rzęsami schowana, błękit nieba, uwięziony w twoich oczach…”
Łucja niespokojnie poruszyła się na łóżku, otworzyła oczy i uśmiechnęła się do męża stojącego
w progu.
- Pamiętasz, co przyrzekaliśmy sobie przy tej piosence? Obiecasz mi, że przetrwamy to wszystko? Będziesz o mnie walczył?
- Obiecuję, że się nie poddamy. Pamiętaj, że miłością można wszystko przezwyciężyć!
***
            W życiu każdego człowieka zdarzają się chwile zwątpienia. Nawet wtedy, gdy wierzymy
w coś bardzo mocno. Tak też było w przypadku Łukasza, który cały czas był przy swojej żonie, kiedy ta trafiła do szpitala. Lekarze nie dawali wielkich szans na jej wyleczenie, jednak w obojgu tliła się iskierka nadziei, że po jakimś czasie Łucja wróci do normalnego życia.
Jednak pewnego dnia przyszła straszna wieść od lekarza prowadzącego Łucję. Po ostatnich badaniach okazało się, że choroba postępuje bardzo gwałtownie i szanse na przeżycie bardzo się zmniejszyły. Łucji pozostały trzy miesiące życia. Wtedy właśnie nadzieja ulotniła się, niczym dym znad zgaszonej świeczki.
I wtedy przyszedł najgorszy kryzys, który wpędził Łucję w depresję. Jednego dnia żegnała się
z życiem, drugiego dnia podejmowała psychiczną walkę z chorobą. Obie próby zawsze kończyły się fiaskiem i pocieszaniem w ramionach męża, który również bardzo przeżywał tę sytuację.
Łucja nie była w najlepszym stanie psychicznym ani fizycznym, mimo to bardzo chciała wrócić
do domu, bo nie mogła znieść już atmosfery szpitala i tych litościwych spojrzeń personelu medycznego. Łukasz spełnił marzenie żony. Zabrał ją do domu. Przed jej przyjazdem posprzątał dokładnie, bo odkąd była w szpitalu, strasznie bałaganił. Upiekł jej ciasto, które jak zwykle wyszło
z zakalcem. Kupił bukiet herbacianych róż, którymi ozdobił stolik obok kominka.
Jakież było zdziwienie Łukasza, kiedy wprowadzając swoją żonę do domu, usłyszał od niej,
że strasznie w nim pusto.
- Tutaj nie mieszka już radość. Tylko smutek i rozczarowanie. – powiedziała Łucja. – Łukasz,
jak spędzimy te trzy miesiące? – Mimowolnie zakręciła się jej łezka w oku.
Łukasz nie wiedział, co odpowiedzieć. Pytanie ukochanej zbiło go z tropu.
- A na co masz ochotę? Może pojedziemy do kogoś? Lub gdzieś? Obejrzymy jakieś filmy
lub poczytamy książkę? – Jego pomysły nie uzyskały aprobaty Łucji.
- Nigdzie nie będziemy jechać, bo jak mnie ludzie zobaczą w tej niby fryzurze, to zaczną uciekać. – Poprawiła dłonią chustę na głowie. – Sama nie wiem. Gdybym była zdrowa… Boże, ile bym dała
za to, żeby dostać jeszcze jedno życie. – Ciężko usiadła na kanapie. – Przecież ja jestem wrakiem człowieka.
***
Trzy tygodnie spędzone z Łucją w domu dały Łukaszowi wiele do myślenia. Robili na pozór prozaiczne rzeczy, bo jak nazwać chociażby wspólne przeglądanie starych zdjęć, porządkowanie drobiazgów, czy czytanie książek. Mimo to poczuł, że jego żona, choć nie wprost, żegna się z nim. Chce zostawić po sobie jak najlepsze wspomnienia. Wizja utraty ukochanej była dla niego katorgą. Łucja nie wspominała o tym, że wkrótce odejdzie na zawsze. Pogodziła się z tym.
To były najszczęśliwsze trzy tygodnie, jakie spędzili razem. Próbowali mnóstwa nowych potraw, zrobili sobie kilkadziesiąt zdjęć, które ozdabiały ścianę obok kominka. Celebrowali każdą wspólnie spędzoną chwilę.
Wszystko co dobre kiedyś ma swój kres. Pewnego dnia Łucja nie była w stanie wstać z łóżka bez pomocy, co do tej pory się nie zdarzało. Łukasz natychmiast wezwał pogotowie.
Chwile w oczekiwaniu na karetkę dłużyły się niemiłosiernie. Klęcząc obok łóżka, modlił się
do Najświętszej Panienki o dar jeszcze kilku wspólnych dni.
            Zaraz po przyjeździe do szpitala zabrano Łucję na badania. Cały ten czasu Łukasz spędził na modlitwie. Zaskoczył sam siebie, bo nigdy nie był zbyt religijny, ale teraz odruchowo zawierzył życie swojej ukochanej Panu Bogu. Wreszcie badania się zakończyły.
Łucję położono w najbrzydszej sali w całym szpitalu, ale nie to się teraz liczyło.
            Przebłyski świadomości, jakie docierały do niej pomiędzy kolejnymi utratami świadomości, dawały jej do zrozumienia, że coś tu nie gra. Nie wiedziała, czy tak wygląda śmierć, czy na nowo wraca do życia. Wolała chyba tę pierwszą opcję…       
            Lekarz czym prędzej przybiegł do zestresowanego Łukasza, który czuwał przy łóżku żony.
- Panie Łukaszu, ta utrata świadomości może być spowodowana szybką reakcją organizmu, który zaczął zwalczać chorobę. Od ostatniej wizyty wyniki trochę się poprawiły. Jest spora szansa
na przedłużenie jej życia. – Lekarz był podekscytowany wynikami.
Łukasz nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Jest jeszcze szansa! Wierzył, że to dzięki ich wspólnym chwilom, które podniosły ich oboje na duchu.
Łucja delikatnie poruszyła się. Nie mogła się obudzić, choć bardzo chciała, bo usłyszała dobrą nowinę. Kąciki jej ust uniosły się w niezauważalnym uśmiechu.
Będzie dobrze. Oboje święcie w to wierzyli.
***
            Jakie szczęście może sprawiać miłość, która jest sensem życia? Wie o tym jedynie ten, kto jej doświadczył. Na miłość nigdy nie ma złej pory, bo niejednokrotnie to ona podtrzymuje nas przy życiu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz